• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

szukajaca-prawdy

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 01 02 03 04 05

Kategorie postów

  • moje zycie (1)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Październik 2009
  • Wrzesień 2008
  • Maj 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004

Archiwum listopad 2004


< 1 2 3 4 >

Odejdę cicho bo tak chcę...

Rozpoczął się kolejny dzień. Jeden z wielu (niewielu) kolejnych. Z samego rana przypomniał mi się motyw "vanitas"... Marność tego wszystkiego, ulotność uczuć, czynów myśli... Jestem i mnie nie ma. Ludzie mnie lubią potem zapominają, że byłam na tym świecie. Nie wiem czemu z samego rana mam takie "katastroficzne" myśli. Może to ta pogoda?

Ostatnio żyję sobie normalnie. Zwyczajnie i bez żadnych ekscesów. No może oprócz ciągłych telefonów i nękań Piotrka, ale to pominę milczeniem. I tak już dużo zużyłam słów na jego temat. Szczerze mówiąc, wiecej nie chce mi się zużywać. Mogę zużyć tylko trzy : Kocham mimo wszystko. Żyję, jestem... Poporstu... Tak najzwyczajniej w świecie:) Banalne? Nie dla mnie, nie dla człowieka, który dopiero teraz nauczył się kochać życię i się z niego cieszyć. Poznaje wszystko od nowa, inaczej na to patrząc. Jestem szczęsliwa. Właściwie to nie wiem czemu jestem w takim stanie. Od tak. Nie stało się nic cudownego, ale ja noszę uśmiech na twarzy i światełko w sercu. Może nie jestem ładna, może nie jestem mądra i inteligenta, pewnie nie wybijam się niczym z tlumu. Ale jestem sobą. Poporstu zwykłą sobą i akceptuje tą osobą. Akceptuje to ciało i akceptuje mój charakter, choć nad nim pracuję. Wiem mam wady... Jest we mnie spokój, jestem dziwnie spokojna. Nie boję się jutra. Nie lękam się. Widzicie jestem prostym człowiekiem z prostymi myślami i prostymi zasadami. Dla mnie wszystko jest czarne lub białe. Dla mnie jest albo "tak" albo "nie". Ale czy prostota nie jest najpiękniejsza? Czy najbardziej ze wszystkich kwiatów nie przemawiają do was samotnie rosnące stokrotki, fiołki czy niezapominajki a nie storczyki? Kiedyś myślałam, że jestem inna teraz sądze, że poprostu się różnie. Ostatnio mój kolaga zapytał mnie czy ja napewno jestem dziewczyną... Dziwne pytanie? Pewnie dziwne, bo patrząc na mnie wszyscy widzicie dziewczyne. Spojrzałam na niego jak na głupka, a on mi wszystko mi wytłumaczył. Zapytał gdzie się uchowała taka istota jak ja. Tak różna od słodkich laleczek Barbie. Dziewczyna, która ma swoje zasady moralne, osoba która zawsze ma swoje zdanie. W dodatku sypnął mi komplemet, który brzmial następująco : "Wiesz co, jak na dziewczyne to ty masz inteligente przemyślenia". Usłyszałam też, że bałby się mnie gdybym była jego dziewczyną. Dlateczo, że bałby się że nie nadąrzy za moimi myślami, za mną. Powiedział, że mimo swojej prostoty jestem bardziej skomplikowana niż się wszystkim wydaje i nie dla mnie zwyklifaceci którzy chcą sie "zabawić"... Boi się mnie, bo jest we mnie coś co budzi w nim strach... Aż taka straszna jestem? Sposób na podryw? Nie sądzę... Janusz to dobry kumpel, ktory jest zawsze szczery aż do bólu... Ostatnio dużo z nim rozmawiam... Może jest w tym trochę prawdy? Nie wiem... Wiem tylko tyle, że akceptuje sama siebie. Znam swoje wady i zalety...A do narcyzmu mi daleko. Znam swoją wartość. Może się troszkę przeceniam:) Ale tanio "swojej sktóry nie oddam".:)

Zrozumiałam... Wiem...
Czuję coraz mocniej... Nie umiem olewać "systemu"... Jestem uczuciowa i jest mi z tym dobrze... Przejmuje się, bo wiem że nie mogę się niczym nie przejmować. Przejmuje się w granicach rozsądku. Lubię się bawić, ale lubię też samotność... Lubię się wyglupiać, ale życie nie polega na ciągłym wygłupiniu się, jeśli ktoś tego nie zrozumie nie pozna samku życia. Żeby go poznać trzeba też cierpieć... Jeśli ktoś mówi, że wszystko olewa to albo jest głupi, albo przejmuje się bardziej niż się wszystkim wydaje... Czym byłoby życie bez burzy uczuć i emocji? Dla mnie niczym. Wolę nadmierną uczuciowość niż obojętność ona jest najgorsza. Bawić nie można się całe życie, bo jaki ma smak ciagła zabawa i ciągłe imprezy. Takie życie po pewnym czasie porzestaje mieć "smaczek" i zcayna nużyć... Lepiej wyjśc się pobawić raz na jakiś czas, wtedy to o wiele lepiej smakuje... Przynajmniej mi.
Zrozumiałam... Wiem...

 

30 listopada 2004   Komentarze (6)

:):) Trochę rozważań i podzielenia się...

Chyba uzależniłam się od tego bloga i od was. Chciałam jakiś czas temu przestać pisać, ale następnego dnia zatęskniłam. Tu jest kawał mojego życia.

Wszystko tak szybko mija, dzisiaj jest jutro już tego nie ma. Im jestem starsza tym czas szybciej mija. Dziś jest niedziela, jutro poniedziałek, pojutrze środa, za tydzień znowu będzie niedziela. Dzisiaj mamy pieniądze, dom, samochód i całą tą resztę ludzkich wymysłów. Jutro może przyjść pożar, powódź, trzęsienie ziemi i co? I nie będziemy mieć nic materialnego. Lecz zostanie nam coś. Tym czymś są inni ludzie. Obok nas zawsze ktoś stoi i nam pomaga. Mama, taka, rodzeństwo, życzliwa pani w sekretariacie, ktoś, kto nas kocha…

            Kiedyś nienawidziłam ludzi. Chyba, dlatego, że przyzwyczajona byłam, że wszyscy są interesowni i chamscy. Teraz zaczęłam zauważać, że przecież jest tylu ludzi mi życzliwych, tylu ludzi mnie lubi, tyle osób chce mi pomagać. Wcześniej ich nie było, czy byłam na tyle zaślepiona, że nic nie widziałam. Może miałam klapki na oczach. Klapki z napisem „Nie ufaj, nie wierz, radź sobie sama”. Zaczynam odzyskiwać wiarę w ludzi. Powoli, ale zaczynam. Chodzę z uśmiechem po ulicach i o dziwo zauważyłam ze inni mi uśmiech oddaja:) Wiem, że nie raz spotkam kogoś, kto będzie próbował udowodnić mi, że nie warto w ludzi wierzyć… Ale jeśli nie będę wierzyła w innych i w siebie to, w co mam wierzyć? W Boga… Wiem, że jest, wierzę w to. Ja po prostu muszę dojrzeć do wiary. Nie robię tego wszystkiego z wygodnictwa, tylko, dlatego, że uważam, iż głupie klepanie paciorków jest bezsensu. Sama muszę zrozumieć, poznać i uwierzyć. Na razie jestem na etapie tego, że wiem, że jest. A stąd chyba krótka droga do miejsca, gdy zacznę wierzyć. Nie umiem pójść na mszę, gdy nie mam potrzeby. Może nie zgodzicie się ze mną, ale ja wolę z nim rozmawiać w 4 ścianach mojego pokoju. Wtedy, gdy płacze, wtedy, gdy się cieszę. Dziękuje i proszę… Zwracam się do niego, rozmawiam z nim, czuje że jest ale nie potrafię być religijna w taki sposób w jaki każe mi kościół, rodzice… Wolę rozmawiać z nim sama, czasem w tej rozmowie płaczę, czasem mu dziękuje. Zwracam się do niego jak do tatusia bezpośrednio. Czy to źle? Boże, przepraszam Cię, że nie potrafię być taką chrześcijanką jak mi każą. Przepraszam się, że jestem taka krnąbrna i butna... Ja po prostu nie potrafię, tego wszystkiego robić. Mój kościół jest w czterech ścianach mojego pokoju, a Ty jesteś moim spowiednikiem. Po co te wszystkie formułki? Czy moja miłość i wiara nie mogą być spontaniczne, ot takie...

            Poruszyłam trudny temat... Mam takie a nie inne zdanie na ten temat, może kiedyś je zmienię nie mówię, że nie. Jestem szczęśliwa, bardzo szczęśliwa. Żyję, żyję, żyję, żyję!!!!! Po prostu, tak prosto, zwyczajnie... Los nie da mi kolejnej szansy, mam tylko jedno życie i musze je wykorzystać jak najlepiej. Tylko czasem się boję, że nie wykorzystam tej szansy... staram się bardzo...

 

P.S Corry dzięki za wszystko... Dziękuję, za wiarę we mnie... Potrzebne mi są osoby, które we mnie wierzą... Dziękuje wam wszystkim, który we mnie wierzycie...

 

28 listopada 2004   Komentarze (7)

Bez tytułu

Wciągu tego miesiąca napisałam sporo wierszy:) Mam je zamiar tu zamieszczać co jakiś czas:) To pierwszy z nich.

A kiedy przyjdziesz po raz kolejny
I bedziesz chciał wszystko zniszczyć
Odwróce twarz i zaszlocham jeszcze raz
Lecz nie zobaczysz ani jednej łzy
Płakać będzie dusza a nie ciało

A kiedy przyjdziesz po raz kolejny
Już na nic Ci nie pozwole
Zobaczysz pustą skorupę bez serca
Zjadłeś je kiedyś na śniadanie
Przeżułeś, połknąłeś i nic
Nawet nie powiedziałeś jak smakowało

Byłam dzisiaj wybierać sukienke na studniówke... I wiecie co:) Nie sądziłam, że tak ładnie moge wyglądać w kiecce. Zawsze sądziłam, że to totalnie nie dla mnie, a moja figura sportsmenki nie nadaje sie na takie imprezy. Ale okazało się inaczej:) Przymierzałam pare sukienek... Znalazłam jedną śliczną... Poprostu cudeńko:) Cena też cudeńko... Marne 200 zł... Kurcze sukienka 200 zł, a gdzie fryzjer kosmetyczka, paznokcie... Ja zbankrutuje... Teraz moja małą główkę z kreconymi włoskami zaprzątają sprawy przyziemnie:) Czyli studniówka i sylwester;)

Czuję się szczęsliwa:) Cieszę się takimi głupotami jak sukienka, buty itp. Jest mi z tym dobrze, nauczyłam się że należy dbać o to co się ma:) Bo kocham to co mam... Tak naprawde szczerze. Ciepełko wewnątrz mnie nadal płonie i mam nadzieję, że niedługo znajdzie się ktoś kto się zajmie podsycaniem go;) Jest cudownie w moim życiu teraz. Aż się boję... Boję się, bo wiem że Piotrek nie da mi spokoju. Ciagle mnie nachodzi, ciagle dzwoni... Niedługo znowu się pojawi... Czuję to. Będzie chciał wszystko zniszczyć, ale ja na to nie pozwole. Już nigdy więcej... Modlę się tylko o to, żeby nie odwołał się do mojej miłości i nie zagrał ze mną psychologicznie. Będe silna...

27 listopada 2004   Komentarze (11)

Bez tytułu

Macie racje... Trzbe go sobie odpuścić... Pozwoliłam, żeby mną zawładnął. moimi myślami, uczuciami, czynami. Wszystkim... Teraz już tak nie jest. Wiecie co zauważyłam, że jest ktoś kto stoi obok mnie zawsze. Pomaga mi. Ale narazie nie powiem nic wiecej, nie bede zapeszała;)

Disiejszy dzień był cudowny, dawno nie przeżyłam tylu miłych i cudownych chwil jak dzisiaj. Było tak cudownie... Nie wiem jak mam to wam wyjaśnić. Było poporstu genialnie... Tak jak dawno nie było. Najpierw spotkanie w Lublinie z Pawełkiem. Fajny kumpel:) Cudownie spedzony czas:) Chyba nic innego bardziej opisującego tego nie znajdę. Autobus, miły człowiek, ktory uzyskal ode mnie nr telefonu...:) No i moje miasto i Adaś, dawny kumpel z którym odnowiła  kontakty... Czuję się tak jakby świat sobie nagle o mnie przypomnial, że jest Jolka i w doataku żyje...

Cudowne dni, cudowne godziny, ale jednak czegoś mi mimo wszystko brakuje. Tylko czego???? Na to pytanie sama sobie nie umiem odpowiedzieć... Bo czego może mi brakować? Jakaś dziwna pustka... Tylko czemu? Nie wiem... Poprostyu dziwnie pusto mimo wszystko.

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... Taka prawda?? Czy napewno??

26 listopada 2004   Komentarze (9)

Pożegnanie ostateczne....

Kochanie…

Wiem, że nigdy tego nie przeczytasz… Zdaje sobie z tego sprawę… Długo miałam zamiar napisać ten list… Ale gdy już usiadłam i napisałam pierwsze słowo, wszystko z mojej głowy uleciało… Najtrudniej jest zacząć a to mam już za sobą. Parę pierwszych zdań mam za sobą… Zawsze byliśmy spragnieni słów, wspólnych rozmów… Rozumieliśmy się doskonale… Słowa płynęły z naszych ust, jak rzeka wiły się w przestrzeni… A my pluskaliśmy się w tej rzece, kąpaliśmy się… Tematów nigdy nie brakowało… Druga wojna światowa, wpływ pustynnych warunków na piramidy, życie… Gdy poznaliśmy się nie sądziłam, że będziemy razem. Ot taki zwykły chłopak poznany na imprezie u koleżanki. A potem, potem sam pamiętasz jak to było. A było cudownie. Dałeś mi najcudowniejsze pół roku mojego życia. Wypełniłeś ten czas swoją obecnością. Poświęcałam Ci myśli, słowa, czyny. Między nami była magia. Gdy się spotykaliśmy to tak jakby ktoś rozrzucił między nami miliony iskierek i motylków. Ty i ja byliśmy jednością. Jednością ciał i dusz. Gdy przytulałam się a Ty głaskałeś mnie po włosach i całowałeś je dla mnie nie liczyło się nic innego. Ważna była tylko ta chwila i Ty. Pamiętam te wszystkie pieszczoty, wymienione gesty. Doskonale pamiętam nasz pierwszy pocałunek, pierwsze wtulenie się w Ciebie. Doskonale pamiętam smak Twoich ust, mapę Twego ciała. Przyciągaliśmy się do siebie, wszyscy sądzili że pasujemy do siebie doskonale… Tak też było, kłóciliśmy się, godziliśmy się ale było nam wspaniale. Wiem, jestem porywacza, Ty też. Ja zazdrośnik i Ty też zazdrośnik… Mogłabym przywoływać miliony sytuacji w których było nam tak wspaniale i cudownie. Pamiętasz ten ciepły sierpniowy wieczór? Byliśmy sami u mnie… Świece cudowny nastrój. Leżeliśmy przytuleni przez 2 godziny nie odzywając się. Słowa zniszczyłyby tą ciszę, zniszczyłyby to wszystko. Tą noc zapamiętam do końca życia. Pamiętam wszystko. Zapamiętam też ten spontaniczny pocałunek, tuż po naszym rozstaniu. Był cudowny

Ten list jest pożegnaniem. Ostatecznym pożegnaniem. Myślałam, że dam sobie z tym wszystkim radę i będę potrafiła normalnie z Tobą rozmawiać. Myliłam się, nie umiem, jeszcze nie teraz. Mnie nie ma przy Tobie. Nasze usta się nie spotkają, moje ramie nie będzie nigdy zarzucone na moją szyję, nie będziemy się nigdy razem śmiali… Przy Tobie nie stoi mała istotka z kręconymi włoskami i zielonymi oczętami… Jej już nie ma. Znikła rozpłynęła się jak mgła. Pomyśl, że byłam snem, z którym masz cudowne wspomnienia. Mnie nie ma. Moja dłoń nie ma miejsca w Twojej. Chciałam Ci podziękować z całego serca. Podziękować za to ciepło, za to wszystko, co od Ciebie dostałam. Za ta magię, iskierki, motylki, za wsparcie, wspólne łzy. Tych chwil mi NIKT NIGDY nie zabierze. Leża na drugiej szufladzie od lewej strony w moim sercu. Tam są bezpieczne. W tym liście zamykam drzwi. Dostałam nową czystą kartkę z napisem „życie” muszę ją zapisać, a teraz miotam się między starymi kartkami a nową. Muszę to zerwać, a skoro Ty nie potrafisz nie zadawać mi bólu, sama muszę ten ból zniszczyć. Nie mogę z Tobą dłużej utrzymywać kontaktu, to zbyt boli.. Jest we mnie tyle ciepła i miłości. To ciepło mnie wypełnia. To Ty naszym rozstaniem sprawiłeś, że jestem tą samą dziewczynką, co kiedyś. Znowu mam iskierki w oczach, znowu się śmieje. Pokochałam życie. Cieszą mnie drobnostki. Szkoda, że dopiero teraz, po naszym rozstaniu zaczęłam naprawiać te wszystkie błędy… Za późno? Chyba w samą porę… To Ty uzmysłowiłeś mi, że popełniłam błąd. Wiem o tym, już nigdy go nie popełnię. Ale teraz jest za późno poprosiłam o drugą szansę, ale jej nie dostałam

Bądź szczęśliwy, ja odchodzę bezszelestnie i bezboleśnie. Muszę zwolnić miejsce w moim sercu, choć wiem, że tam będzie zawsze Twój dom i zawsze będziesz miał tam moje miejsce. To ciepło, które mam w sobie kiedyś ktoś doceni, doceni moje uczucia, moją zmianę i moje postępowanie. Lecz to nie będziesz Ty. Taka jest prawda. Nie mogę dłużej znieść Twojego miotania się. To zbyt boli. Ale tych wspólnych chwil nikt mi nie odbierze… Jesteś w moim sercu pamiętaj o tym. Znasz mnie jak nikt inny. Ja też Cię znam, choć mniej niż myślałam. Zacznij zachowywać się jak facet a nie jak 3 latek… Pora wydorośleć choć trochę… Żegnam Cię… Żegna Cię moje serce… Bądź szczęśliwy. Nie rań mnie więcej… Proszę… Moje serce i tak jest już w kiepskim stanie… Mnie już nie ma zniknęłam dla Ciebie. Pomysl, że umarłam, zginęłam... KOCHAM CIĘ ale teraz już bardziej sentymentem niz uczuciem...

 

23 listopada 2004   Komentarze (13)
< 1 2 3 4 >
Szukajaca_prawdy | Blogi