Poniosło mnie... No to co? Ktoś w końcu musiał oczyścić tę atmosfere, gdzie niby wszyscy się do siebie uśmiechają, ale mają w sobie żal i wyrzuty. Ktoś musiał zrobić konfronatację. A, że ja już tego cholernego zaduchu nie mogłam wytrzymać i brakowalo tlenu zrobiłam to ja. Wszytsko skupiło się na mnie. No to co? Wygarnęłam chyba wszytskim do których coś miałam i jest mi o wiele lepiej. Został jeszcze ktoś, ale tej konfrontacji boję się zwykłym ludzkim strachem przed złym krokiem wprzód by się nie cofnąć o kroków conajmniej 100.
Tej nocy znowu rozmawialam z gwiazdami, miałam wrażenie, że wszytsko wiedzą, rozumieją. Wariatka. Bo któż w tych czasach rozmawia z giwazdami, kto zachwyca się widokiem nieba i z tego zachwytu potrafi płakać. Wariatka. Bo kto teraz płacze z powodu tego że żyje i może oglądać te wszytskie piękne obrazy, które funduje mu natura. Bo wreszcie kto potrafi siedzieć na dworze 2 godziny z kubkiem herbaty w zimny listopadowy wieczór i poporstu patrzeć. Wariatka.
Znowu wyjeżdzam na kolejny tydzień edukacji i jakoś mi wcale nie żal zostawiać domu.