Nie pamiętam go zbyt dobrze, a właściwie prawie w ogole. Umarł w Wigilię Bożegonarodzenia w 1992 roku, nawet nie byłam na pogrzebie. Dziadek. Gdy zmarł na nowotwór mózgu miałam 5 lat. Niewiele pozostalo mi wspomnień jakie powinna mieć wnuczka, prawie żadne z nich nie przetrwało tak długiego czasu. Bardzo go kochałam, ale do tej pory nie zdarzało mi się często o nim myśleć, wszytsko było tak dawno, takie odległe. Dzisiaj powróciły wspomnienia, jakieś strzępki zdarzeń. Pamiętam tylko jego ciepło, tak bardzo je lubiłam gdy siadałam u niiego na kolanach. On mnie przytulałi całował, a ja obejmowałam jego szyję pulchnymi rączkami i oddawałam buziaka. To chyba jedyne wspomnienie zachowane w całości. Powracają jakieś strzępki przeszłości, których nie umiem złożyć w całość. To ciepło. Podobno bardzo kochał swoją wnuczkę, a ja jego moją małą, szczerą, niewinną i czystą miłością... Tak bardzo chciałabym sobie przypomnieć coś więcej.