Bez tytułu
Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu muszę się przyznać przed samą sobą, że czuje się samotna... Sama na środku ulicy wilekiego, betonowego miasta...
Mała, drobna dziewczyna w czerwonej sukieneczce w groszki, na nogach ma białe rajstopki i czerwone lakierki, włosy dlugie i czarne, zebrane w koński ogon i przewiązane czerwoną kokardą w rozmiarze znacznie przytłaczającym małą, dziecinną główkę. Wygląda jakby przeniosła się tu prosto z roku 1991... W oczach kręcą się łezki, nerwowo mnie koronkę w czerwonej sukience... Stoi biedactwo na środku chodnika nie wiedząc co ma robić, stoi ze swoją cukierkową miną i wielkimi zamglonymi oczami, które wydają się mówić: "Zgubiłam się, chcę do mamusi..." W oczach przechodniów odbijają się wielkie zamglone oczy. Zapadają im w pamięć, są jak z jakiegoś psychodelicznego filmu, a zarazem takie małe i niewinne... Tylko, że mimo iż ludzie widzą dziewczynka dalej stoi tam gdzie stała... Nie dala nawet kroku naprzód, ani w tył. Stoi i czeka? Na mamusię? Czy aby napewno? Nagle dziecko znika... Rozmywa się... Ale wyrasta kto inny. Czerowna sukienka, podkreślająca atuty figury, czarne włosy modnie ułożone, nienaganny makijaż, na nogach kabaratki i szpileczki na malutkim obcasiku. Kobieta... Tylko oczy pozostały te same, zamglone, rozmarzone, wielkie oczy...