Sęposzczaki
Wokół naszego związku krąża dwa przyczajone sępy gotowe do ataku tylko gdy coś zacznie się psuć. T. nie zwraca na to uwagi, ale moja kobieca intuicja, wrodzona wrazliwość, czy coś innego cokolwiek by to bylo mówi mi, że tak jest. Sepy są dwa, nota bene "byłe" sępy. Sęp rodzaju żenskiego zwiazany z osobą T i sęp rodzaju męskiego zwiazany z moja osoba. O sępie T. pisalam juz wczesniej, a ja doskonale jestem świadoma, że owa sępolina tylko czeka aż coś zlego sie stanie. Whatever. T. to ignoruje.
Mój sępolin, to sprawa bardziej skomplikowana. Pojawił się tak szybko jak wymknął się z naszego onegdaj bylego zwiazku. I to wymknął sie tylnymi drzwiami. Przez długie 2 lata byłam z tym Onym skłócona, ale pogodzilam się. Na pierwszy rzut oka wszytsko jest ok, ale ja wiem, ze jestem ta kobieta, która chcialby miec a nie miał. Jego to irytuje, poza tym, ze jest w tej materii optmista i sadzi, ze kiedyś mnie "capnie". Bo mnie jemu podobno ktoś ukradł. Nie to, żebym ja sama nie chciała miec z nim nic do czynienia poza czesc i jaka ładna pogoda. Ten sępolin, mysli ze jestem naiwna i glupiotka. Ot ironia. bo już nie. Sępolin siedzi w przyczajeniu i obserwuje. Prowadzi swoje zycie, ale jedno oko ma zawsze otwarte na moje. Co nie znaczy, że ja mu sie poddam. Może marzyć nic z tego. Wie, ale czeka dalej.
Ludzie są dziwni. A obserwujac mozna dojśc do ciekawych wniosków.
A my dalej zakochani. Teraz na nowo. Jest cudnie. . .