Pewna prawidłowość pojawila sie w moim zyciu. Im jestem starsza tym bardziej dogaduje się z moja mama i lepiej ja rozumiem. W koncu kobieta, kobiete zrozumie najlepiej. Dzisiaj usłyszałam coś co mnie poruszyło musze przyznać. "Badz szczęśliwa, szanuj sama siebie i badz soba. A gdy z kims jestes patrz na calokształt i zwracaj uwagę jaki on jest w tych najdrobnijszych sytuacjach kiedy potrzebujesz pomocy". Jak zwykle czyjeś słowa mnie ruszyły i skłoniły do myślenia. I pojawiła się watpliwość. Jak zawsze, bo któz ich nie ma? W koncu trzeba myslec nad tym co dzieje się w naszym zyciu, a nie bezmyslnie przez nie plynac bez refleksji. Wiec szukajaca pewne refleksje poczyniła. Matko zaczynam mówic jak prawnik, echhh... zboczenie. Wracajac do refleksji, to jestem szczesliwa, szanuje się, patrze na całokształt. Nie jestem zwolenniczka zwiazków, w których facet nie ma nic do powiedzenia i jest pieskiem przylatujacym na kazde rzadanie. Być moze raz na pol roku chciałabym tak, ale suma sumarum wychodzi, ze jednak nie. Nie mogłabym być niczyja nianka, niewolnik tez mi nie potrzebny. Od tej myśli przeszłam do kolejnej konkluzji, ze kobieta brak kompletnego podporzadkowania mezczyzny czasem bierze jaka swoja porazke. Bo w koncu co ma mysleć kiedy ciagle słyszy: "No kochana nie wychowałaś sobie tego swojego faceta, nie ułozyłaś go odpowiednio." A co męzczyzna do ch.... jasnej jest jakimś zwierzeciem ze go tresować trzeba na własne potrzeby? Jakos sobie tego nie wyobrazam, moze dlayego ze mam silny charakter i moi faceci tez taki mieli. Nigdy mi to zreszta nie przeszkadzało, oni nie tresowali mnie a ja ich. Tresowali, echhh nie podoba mi sie to słowo. Obserwujac kobiety w moim otoczeniu (matki, zony, kochanki ;) jak i panny) doszła do wniosku, ze wiekszosc z nich jest perfekcjonistkami. Oby wszytsko było w nalezytym porzadku, a obowiazki wykonane w 100%. Obiad na stole, herbatka na zyczenie, dzieci czyste i zadbane. A jezeli ich "ON" zamknie sie na 4 godziny w pokoju i sie nie odzywa to do razu panika, bo w koncu kobieta perfekcyjna nie moze zaniedbac zadnego "niepokojacego objawu", musi byc zawsze na czas i w odpowiednim miejscu. Tylko czasami bilans kobiety perfekcyjnej wychodzi tak: wszytsko musze robic sama, on nawet nie zapyta czy chce herbaty. A gdyby taka kobieta usiadła pomyslała, ze wcale nie musi cały czas pytac co sie stało jezeli maz/narzeczony/facet jest w zlym humorze, e ona nie jest winna wszytskim zlym sytuaciom ktore wytworzyly sie miedzy nimi. To moze wtedy kobieta perfekcjonistka zauwazyla by, ze maz/narzeczny/facet pyta czy chce herbaty,inicjuje wyjscia, czy tez seks i ze ona nie musi zawsze wszytskiego robic zawsze sama i wykonywac 100% normy. Własnie jakiej normy? Norm które utarly sie przez wiele lat.