Bez tytułu
Chyba obudził się we mnie instynkt macierzyński.
-Olka, pokaze Ci moje łysunki. (3,5 roczny braciszek, chciał się pochwalić całokształtem twórczości)
-No pokaż co tam namalowałeś. (maluch poszedł, wytargal teczke i powrócił z paroma zmietymi i zaciapanymi soczkiem marchwiowym kartkami)
-Mas. (i tu popatrzył na mnie spod swoich wielkich rzes, wielkimi oczami)
-O jabłuszka, gruszki, śliwki. Ładnie Kubuniu. (malec tym razem patrzył z podziwiem, no bo przecież ja jako "duzia" widzialam w tych paru kreskach to co on.)
-A to co? (teraz Kuba był troche mniej zadowolony) chmmmm... Misiu co to? ( w tym monecie chyba się zniecierpliwił a moja wyobraźnia zaszwankowała)
-Ibka. Tu ma ocy, a tu ogon. ( no tak rybka, chmmm, może i rybka)
-Śliczna ta rybka, taka kolorowa (próbowałam zachować twarz)
-Mama mi mi nowe kłedki kupiła (patrząc na to coś pogrzyzione zaczełam wątpić, ale malec pokazywal je z wielkiim uśmiechem)
-A to? Zeszycik namalowałeś? (i tu zobaczyłam dziwna mine jakby zdegustowanie)
-Jaki zesyt? To jest domek? nie widzisz? (a ja jakoś nie mogłam zobeczec, jak dla mnie to byly dwa prostokąty. Kuba chyba zaczał we mnie wątpić i zdecydowanie miał dziwna mine)
-Ale ten domek nie ma dachu? Przecież domki mają dach, bo ludziom było by mokro jak deszczyk pada. (moja desperacka proba ratowania autorytetu rozumiejącej siostry. A tym razem mina mojego maleństwa była poprostu zrezygnowana)
-Dach się spalił, bo był pozar. Ta carna kleska do dach. (salwa mojego śmiechu. No tak logiczne nie ma dachu bo się spalił) Tu jus ludzie nie mieskają nie będzie im mokło. (to też logiczne)
-Choć dam ci soczku. (w koncu trzeba bylo jakos wybrnac, bo do konca nie okryc sie hanba ;)
Odniosłam kleske intelektualną w starciu z 3 latkiem. No bo po co mi wiedzieć kiedy miala miejsce unia brzeska, co to onomatopeja, oksymoron, skoro nie wiem ze dach się spalil... Ale przynajmniej smieje się z tego caly dzien:) Kuba jest poporstu bezbłędny. a ja coraz bardziej kocham dzieci ;)