Bez tytułu
Poraz kolejny uciekam w jej muzykę, nie liczę który to już raz te dźwięki przynoszą mi ukojenie... Zasłuchując się w niej, zatapiam całą duszę... Gdy słyszę tą muzykę robi mi się błogo, mimo iż jest ona "smętna" o ile można tak powiedzieć. Moja kochana Norah Jones, jest zawsze przy mnie gdy jej potrzebuję, tym razem też. Ta muzyka wnosi we mnie taki spokój i harmonię.
Ciągle zmagam się ze sobą... Czego ja chce?? No czego? Przecież mam wszytsko. Przyjaciół, znajomych, mam dom, wystarczajaco dużo pieniedzy by żyć na srednim poziomie... Nie mam na co narzekać, robię co chce, kiedy chce, w szkole idzie mi dobrze. A mimo wszystko brakuje jakiegoś pierwiastka, Najgorsze jest to, że nie wiem czego. A może wiem, ale nie chce się do tego przyznać? Może tak mocno wrosła we mnie świadomość, że jestem wyzwolona, samodzielna, że teraz boje sie powiedzieć, że mam kryzys i kogoś potrzebuje? Tak mam kryzys i muszę się do tego przyznać, że przestaje sobie dawać rade... Najgorszy był mój wypadek i jego konsekwencje, mimo ze upłynęło 1,5 mc pozostał ból zarówno fizyczny jaki i jakis psychiczny uraz... Czasem boli tak bardzo, że wyć się chce, chodzę z trudem z niemniejszm kładę się spać. Zdarza się ze w nocy budzę sie pare razy z płaczem a w kolanie czuje paraliżujacy ból... Mówią, że sport to zdrowie, a ja wam mówie ze czasem to kalectwo. W sporcie nie ma łatwo, np. moja trenerka jest bezwzględna... Kazała mi grać ze skeconym nadgarstkiem, moje kolano też jej teraz nie obchodzi. Tu liczy sie wygrana, zwycięstwo za wszelką cenę... Przynajmniej dla niej. Smutne? Możliwe...
Nie chce, nie mogę, nie wytrzymam... Oszaleję.... Wychodzi moja zadziorna i nie okrzesana natura, który chce wolności, ktora chce powietrza i pragnie się zachłysnąć. A jak narazie stoi w miejscu.