Bez tytułu
Umarlo w męczarniach, powoli konało... Z dnia na dzień było coraz słabsze, widziałam jego śmierć... Obserwowałam i nie robiłam nic... Dlaczego? Bo nic nie dało się zrobić... Z godziny na godzinę coraz mniej nadziei... Biło się z rzeczywistością i zawzięcie parło do przodu, ale napotkało przekodę, której pokonać nie mogło - obojętność. Gdy umierało bardzo bolało... Skonało marzenie... W tamtym tygodniu, czy wczoraj - nie pamiętam... Tylko, że została nadzieja... Ktoś mi kiedyś powiedział, że ją zawsze warto mieć... Tylko czasem jej obecnośc boli bardziej niż jej brak... Prawda jest taka, że myśli biorą nade mna górę... Obłęd myśli, uczuć... Zawładnięta do reszty przez nie, bez możliwości ucieczki... Przed własnymi myślami uciec nie można, choć czasem tak bardzo się tego chce... Nawet jęsli się chce tak bardzo jak ja...