Bez tytułu
Weszłam do przedpokoju i uśmiechnęłam się do własnego odbicia w lustrze... Nie wiem czy świat nagle oszalał, czy ja oszalałam:) Widze wszystko w pozytywnych aspektach. Nie wiem czy jest to chwilowy stan czy też nie... Mam tylko jeden problem, ma na imię Wojtek...
Wojtek jest moim najlepszym przyjacielem, chodzi ze mną do klasy, Siedzimy w jednej ławce, razem się wygłupiamy, dzielimy się kanapkami, bijemy się... Ja zawsze traktowałam go jak kumpla. Nasz znajomośc była bez żadnych podtekstów seksualnych a ni innych;) Ja wspierałam jego, on pomagał mi... I wszystko było w porządku. Właściwie to chyba nadal jest. Rozmawiałam z nim dzisiaj. I usłyszałam coś czego po pierwsze nigdy nie chciałabym od niego usłyszeć, a po drugie strasznie mnie zaskoczyło. Chłopak się zauroczył, zakochał nie wiem jak to nazwać i chce ze mną być... Zaczął mi mówić o szczęściu, że on mi je da i róznych innych rzeczach. Powiedział, że jest we mnie coś co straszliwie pociąga ale on się przed tym broni... Zaczął opowiadać jak przykro mu było gdy opowiadałam mu o Piotrku i róznych innych sprawach. Zrobiło mi się go żal... Poporstu. Stała przede mna osoba, którą lubię szanuję i obnarzała się przede mna emocjonalnie... Może banalny problem ale zawsze... Ja go zawsze traktowała, traktuje i będę traktowała jak brata. Tylko jak mu uświadomić, żeby go nie zranić... Bo ja poporstu nie chce stracić przyjaciela. Choć z jednej strony jesli powiem mu co mysle a on się odwróci ode mnie to oznaczać będie ze nigdy nim nie był... Ja nie odwzajemniam tej fascynacji i wiem, że nie będę odwzajemniała... Nie wiem co mam myśleć i robić w tej sytacji... Wiem jedno oszukiwać i robić złudnych nadziei nie będę... Za bardzo go lubię... Poporstu wiem, że nic z tego nie będzie teraz, ani podejrzewam nigdy. Czy to będzie kolejny stracony w ten sposób przyjaciel w moim życiu? Czemu oni w ten sposób odchodzą? Przecież ja, nie chcę ich ranić... Nigdy nie dawałam Wojtkowi nadziei, nie insynuowałam... Chce znowu spróbować zaufać chłopakowi, ale nie jest to Wojtek... Poporostu jest mi z tego powodu smutno... Dlatego, że chce żeby był szczęśliwy, a jak narazie to widze go smutnego. I to przez kogo? Przeze mnie... Nie mówcie spróbuje, zobaczysz przekonasz się... Ja nie chcę próbować , przekonywać się... Nic do niego nie czuję, nie ma tego magiucznego pierwiastka. Właściwie to nie ma nic... Naprawdę spóbuje komuś zaufać, ale nie będzie to on... Pragnę by był to ktoś inny... I co?? i już?? To nie będzie on...