Bez tytułu
Za oknem piękna, polska złota jesień... Śliczna pogoda. Aż mam ochotę wyjść na spacerek... Szkoda tylko, że bez NIEGO... Jest tak ślicznie, jakby natura nagle rozbłysła tysiącami odcieni zółci, czrwieni, pomarańczu... Nagle? Może wcześniej nie zwracałam na to uwagi? Chyba pójdę do parku:) Na szczęście w moim mieście mamy ogromny park... W koncu uzdrowisko;) Przejde się alejkami popatrze na mnóstwo par, wrócę do domu i zaczne sie zastanawiać. Myśleć nad tym czemu nie możemy się częsciej spotykać, czemu nasze spotkanie wypada tylko raz w tygodniu... Czemu on tu nie mieszka na miejscu, pare kroków ode mnie, żebym zawsze mogła pobiec do niego i wypłakać mu się na ramieniu...
Nie widziałam go 24 godziny a już strasznie za nim tęsknie... Wczorajszy dzień zaliczam do udanych... Gdy mnie przytulił poczułam się tak dobrze... Cudownie, tylko zaczełam sie zastanawiać czemu muszę tyle znosić, żebym mogła być z nim szczęsliwa... Czemu? Może takie uczucie bardziej smakuje? Tylko, że jest to męczące... To już ponad 5 mc jak jesteśmy razem, niedługo będzie pół roku... Jak ten czas szybko płynie...
Czuje, że życie przelewa mi się przez palce. Przysypuje się jak piasek przez paluszki dziecka bawiacego się w piaskownicy... Dni biegną nieubłaganie... A ja? Czuję, że coś tracę, coś mnie omija, czegoś nie ma... Jakiś dziwny pierwiastek ludzkości mówi mi, że jestem w jakiejś roli niespełniona...
Śmieszna melancholiczka, fanatyczka uczuć, romantyczka, perfekcjonistka, idywidualistka z bardzo rozwiniętym idywidualizmem, istota posiadająca głębokie życie uczuciowe, chodzące marzenia, zatopiona w fantazji... To ja?? To połowa mnie. A reszta? Reszte kiedyś odkryje życie... Prędzej? Później? Nie w najodpowiedniejszym momencie...