Mur obronny
W życiu już chyba tak musi być, że cieszysz się a za godzine płaczesz... Właściwie to nie wiem o czym chce napisać w tej notce, bo mam dziś taki jakiś dziwny humor, sama nie wiem czego chce... Na myśl o powrocie do nauki mdli mnie. Chciałam zrobić tyle rzeczy, a tym czasem siedze tu na dupie i nic nie robie... Już wrótce każdy mój dzień będzie wyglądał tak samo:/ Czasem zastanawiam się jaki to moje zycie ma sens skoro jest ciagle tak samo... Żyje marzeniami, ale na tym nie da sie nic zbudowac...
Wybudowałam wokół mojego serca zamek warowny. 12 murów broniło dostepu do tego co mam najcenniejsze i do tego czego boje sie stracić. 12 murów, 12 baszt, 12 bram z patyczków. Lecz przyszła miłość i kruszy moja twierdze... Mury upadają, zostaja gruzy, baszty znikaja. Moja twierdza rozpada się. Tak mozolnie stworzona, tak długo pielegnowana, ona sie rozpada. Znika, zostaja gruzy. Padło juz 11 grubych murów z marmuru. Został ten najcienszy, najlepiej służący, najbliższy temu co tak pilnie strzegłam przed kradzieżą. Najwierniej strzeże mnie przed zranieniem... Ale i w tej powłoce robią się szczeliny, mikroskopijne... Niedługo i on padnie... I moje serce zostanie bez lini obrony, żywe, bijące... Co zrobi z nim miłość? Wbije lodową szpileczke, jeszcze jedna i nastepna? Czy spocznie w nimi, w cieplym mieszkanku mojej duszy? Co bedzie potem gdy zniknie? Bede znowu budowała mur? Grubszy, mocniejszy, nie do przebicia?? Miłości droga, spocznij w moim sercu, nie wbijaj lodowych szpileczek, nie zniszcz go!!! Niech mi służy, nie zamroź go...
Dodaj komentarz