Bez tytułu
Poznaliśmy się w lecie 2003 roku. Kolega Pauliny i przyjaciółka Pauliny. Jakgdyby nigdy nic sobie przedstawieni. I tak na jakiś czas pozostało. Kolega i przyjaciółka Pauliny. Później jesień, padający deszcz i przypadkowe spotkanie w busie. Nie poznałam go. Później znowu cisza. Pewnego dnia nieznajomy numer - kolega Pauliny. Zaczęły się rozmowy... O przeróżnych rzeczach, o bzdetach, o życiu. I jakaś taka nić... Niewidzialna, nie osiagalna. Wielka chęć poznania tego czlowieka. Czemu? Nie wiedziałam, poprostu coś mnie ciągnęło... Później jego związek. Oziębienie. Nie wiem co tak naprawde wtedy dzialo się w życiu tego człowieka. Postanowiłam ułożyć sobie życie. Związałam się z Piotrkiem, pokochałam go, ale ta nić powiazania z tamtym człowiekiem gdzieś ciągle istniała. Była. Miałam świadomość jej istnienia, co dziwniejsze momentami miałam wrażenie jakby ciągle sie rozrastała ta nić pajęcza. Później mój związek z Piotrkiem rozkwitł, zakochałam się, zalezało mi na nim, T. zszedł na drugi plan. Właściwie można powiedzieć, że go w ogóle nie było. Byłam tak zapatrzona w mój związek z Piotrkiem, że odrzuciłam wszytskich innych ludzi. Rozmawialiśmy z T. od czasu do czasu,ale najważniejszy był dla mnie mój chłopak. Nim się obejrzałam znowu nastała jesień. Dla mnie płaczliwa i deszczowa, straciłam kogoś kto tak mocno zagnieździł się w moim sercu. Znowu zaczęły się długie rozmowy na gadu gadu. Ale ja nieszczęśliwa, załamana, nie myślałam o nikim innym niż o Piotrku. Nastała zima, znowu wróciła ochota by spotkać tajemniczego kolege Pauliny. Doszło do skutku na poczatku stycznia. Jedno, miłe spotkanie. Jedno i ani jednego wiecej. Znowu w jego życiu rozgrywało się coś o czym nie miałam pojęcia. Zdawkowe: Przepraszam, ale nie moge. Wyprowadzona z równowagi, przyjęlam do wiadomości. Za dużo sobie wyobrażałam - mysli kłębiące sie w głowie. Brak zrozumienia. Próba powrótu Piotrka, nie juz wtedy nie moglam na to pozwolić, nić łącząca mnie z T. była zbyt silna. Dalsze rzmowy na gadu-gadu i wielka chęć być z człowiekiem, ktorego prawie nie znałam. Nie umiałam sobie tego racjonalnie wytłumaczyć. Nie wiem, do tej pory nie umiem powiedziec czemu. Urzodziny - zaprosiłam go, usłyszalam, że raczej go nie będzie. Wielka niespodzianka w dniu urodzin. Pojawił się, na moment ale był... Kolejny czas ciszy, nie pamietam ile trwający. I ciągle dziejące się coś czego ogarnąc i zrozumieć, nie moglam. Budująca się wieź między nami. Głębsza i głębsza. Później pierwsze, drugie, trzecie i następne spotkania. Lato. Mój ciągły upór, bronienie się przed uczuciem. Przełamałam się. Takie spotkania przestały mi wystarczać, chciałam czegoś więcej. Był ktoś jeszcze wtedy. Chcial być ze mną. Musiałam zdecydować. Zdecydowalam, odrzuciłam jego uczucie.Chciałam związku. Chciałam w jedną albo w drugą stronę. I dostałam tego czego chciała: Zostańmy przyjaciółmi. Zabolało. Ale zgodziłam się na to. Pomimo rad, żeby dała spokój, żebym w to nie brnęła, żebym oszczędziła sobie cierpień. Weszłam w to. Odpowiedzialną decyzją. Wytrzymałam 1,5 miesiąca jako przyjaciółka. Później przestalam wytrzymywać. Znowu zostałam utwierdzona zostałam w przekonaniu ze to może byc przyjaźń. Przestałam probować, dalam sobie spokój, olałam, stałam sie tylko przyjaciółką, bez podtekstów. Pogodziłam się, z tym, że ten wspaniały człowiek może być tylko moim przyjacielem. Nastała późna jesien. Chcialam się z kimś związać, bo podobno miłość jest jedynym lekarstwem na miłość. Pojawił się Grzesiek, ale mimo to, nie mogłam. Poprostu nie mogłam się z nim związać. Potem był Rafał, Kamil. Ale nie mogłam, nie mogłam i już. Zrozumiałam, że dopóki T. bedzie tkwił we mnie tak głęboko, nie bede w stanie się z nikim związać. Więc pozostawałam sama. I wcale w tym czasie nie byłam nieszczęśliwa. Było wręcz odwrotnie. Oczywiście było mi czasem smutno. A teraz, teraz jestem bardzo szczęśliwa, tak jak nie byłam szczęśliwa nigdy. Bo zniknęło wszytsko co nas dzieliło i możemy być razem. Obije tego chcemy. I zrobie wszytsko, żebyśmy byli szczęśliwi... Bo w końcu jeżeli przebylismy tak długą drogę i jesteśmy razem, to znaczy, że coś między nami faktycznie jest.
I jeszcze jedno... Na naszej drodze jest mnóstwo znaków, trzeba tylko umieć je zauwazyć. Zakochana i szczęśliwa... Szczęśliwa jak nigdy :) :)
:)))
Milo sie czytalo, bo sobie wszystkie te etapy przypominalam... Ech, lezka w oku sie zakreciala...
Buziam
P.S. Ale duzo razy pojawia sie moje imie:P
Dodaj komentarz